9 lut 2014

     Zanim zaszłam w pierwszą ciążę byłam przekonana, że wraz z przyjściem na świat potomka przychodzi również miłość do niego. Ot tak, jak za włączeniem automatu. Z resztą nic w tym dziwnego, gdyż nasze matki i babki od dzieciństwa wpajają nam, że gdy będziemy trzymały własne dziecko na rękach wszystko zrozumiemy i od razu będziemy je kochać.


Źródło
Jednak nie zawsze po porodzie od razu przychodzi miłość. Tak jak pielęgnacji, przewijania, karmienia, tak i miłości do dziecka trzeba się nauczyć.

Podczas pierwszej mojej ciąży mój mąż wciąż powtarzał, że kocha naszą córkę, mówił do brzucha, głaskał go i okazywał uczucie na każdy możliwy sposób. Niestety ja nie mogłam tego powiedzieć, bo tak nie było. Chciałam mieć dziecko, cieszyłam się, ale nie mogłam powiedzieć, że je kocham.

Koleżanka, której się zwierzyłam powiedziała, że dziecko zaczyna się kochać wraz z pierwszym kopnięciem lub tuż po porodzie, gdy kładą je na brzuchu. Czekałam więc na poród i TĘ chwilę nagłego przypływu miłości lecz myliła się. Gdy położyli mi maleńką córkę na brzuch byłam przerażona, szczęśliwa i przerażona. I to były chyba jedyne dwa uczucia jakie mi towarzyszyły w pierwszych chwilach. Cieszyłam się, że jest już z nami, ale wciąż nie mogłam powiedzieć, że ją kocham.

W szpitalu zajmowałam się córką najlepiej jak umiałam. Czułam instynkt macierzyński, więc tuliłam, karmiłam, przewijałam, nosiłam, ale gdy mąż podchodził i mówił; "Kocham naszą córeczkę." wciąż nie mogłam powiedzieć tego samego.
Nie mówiłam o tym nikomu, bo kto by mnie zrozumiał ? Kto by zrozumiał, że nie kocham tej słodkiej, malutkiej istotki ? Przecież nie mówi się o takich sprawach. Mówi się o tym jak to pięknie i kolorowo jest być matką, jakie to piękne uczucie trzymać własne dziecko, jaki to noworodek śliczny, słodziutki i kochany. Nikt bowiem nie odważy się głośno powiedzieć, że te wszystkie słowa można wsadzić... między bajki.

Po powrocie z małą do domu i przedłużającym się braku jakichkolwiek uczuć do niej poza naturalnym instynktem zaczęłam zastanawiać się czy wszystko ze mną w porządku... "Być może jestem złą matką ? Bo jak to możliwe, że wszystkie inne kobiety mówią o miłości do nowo narodzonego dziecka, a ja nie czuję nic ? Gdzie ta fala miłości, która miała zalać moje serce tuż po porodzie ?" Czekałam więc w niepewności co to dalej będzie i starałam się z całych sił zajmować Nadią najlepiej jak mogłam.

Kilka długich tygodni musiało minąć zanim zauważyłam, że powoli coś się zmienia. Coraz większą radość czułam patrząc na tę małą istotkę, coraz więcej przyjemności dawała mi opieka nad nią i coraz częściej miałam ochotę ją przytulać i całować. Poza tym obserwując jak się rozwija uznałam, że skoro dziecko jest zdrowe i żadnej krzywdy mu nie wyrządziłam to chyba taką najgorszą matką nie jestem.
W końcu odważyłam się powiedzieć, że ją kocham. I tak z coraz większym przekonaniem powtarzałam to coraz częściej.

 Mój wniosek jest taki, że czasem na miłość - nawet do własnego dziecka - trzeba dać sobie czas. Nie oglądajmy się na innych, nie ufajmy bezgranicznie wszystkiemu co mówią i przestańmy wierzyć w nagłą, wielką i wszechogarniającą miłość z filmów. Są matki, które kochają od razu dziecko i są takie, które potrzebują na to czasu. Nie wiem od czego to zależy, ale moja rada dla ciężarnych i świeżo upieczonych mam:

Jeśli jeszcze nie kochasz swojego dziecka nie ma w tym nic złego, po prostu daj sobie na to czas.


Klaudia O. 

3 komentarze:

  1. eee to różnie jest z tą miłością. ja przy pierwszej ciąży też inaczej przeżywałam.. właściwie.. nie przeżywałam wcale.. a jak już urodziłam, to powiedziałam do lekarza, że i tak nie wierzę, że On jest mój:)
    druga ciąża... pokochałam.. chyba tez nie odrazu.. nie od pierwszego "testu".. był to chyba moment, w którym dowiedziałam się, że mam krwiaka, i mogę stracić Dzieciątko.. Ojjj... Wiedziałam wtedy, że kocham najmocniej na świecie, chociaż jeszcze dzień wcześniej zastanawiałam się nad tym, czy będę potrafiła dzielić rodzicielską miłość na dwoje..

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie to raczej była kwestia totalnego zmęczenia z niewyspania, a nie braku miłości. Dopiero po 6-7 tygodniach doszłam jako tako do siebie i spojrzałam innymi oczami na synka.

    OdpowiedzUsuń