Bardzo długo zastanawiałam się nad napisaniem tego tekstu, a raczej czy w ogóle go pisać. W pewnym stopniu skłoniła mnie do tego Potwora wózkowa, a raczej jej ostatnie teksty.
Jest to dla mnie bardzo bolesny temat z którym pomału
zaczynam sobie radzić. Ten tekst to jeden z kroków do poradzenia sobie z nim.
Dziś opowiadając własną historię staję przed Wami "goła", bez
pancerza ochronnego, który w moim przypadku jest bardzo gruby.
Moja mama była alkoholiczką. Już nie jest, bo umarła w
październiku. Jej alkoholizm trwał prawie 50 lat. Nigdy się nie leczyła, bo nie
widziała w tym problemu, a może miała zbyt słaby charakter by podjąć walkę z tą
chorobą. Uzależnienie jest chorobą, ale co to za choroba skoro się dobrowolnie
w nie wchodzi i dobrowolnie w nim trwa. Nie w tym jednak rzecz.
Pewnie myślicie, że wychowywałam się w jakiejś melinie. Nic
podobnego. Moi rodzice byli nauczycielami. Nasze mieszkanie było ładne, czyste,
posiłki smaczne z dwóch dań, zawsze na czas.
Więc w czym problem?
Odkąd pamiętam, czyli czasy przedszkola, moja mama piła. Na
początku rzadko, jakieś piwko od czasu do czasu. Potem coraz więcej aż do tego
stopnia, że jak wpadała w ciąg to piła non stop po kilka tygodni, potem kilka
dni przerwy i znów to samo. Upijała się do nieprzytomności. Kiedyś wracając ze
szkoły (byłam w podstawówce) zastałam ją leżącą, kompletnie pijaną na
wycieraczce. Ja, mała dziewczynka musiałam ją wciągnąć do mieszkania.
Zostawiłam ją w przedpokoju, bo nie miałam dalej siły jej wlec.
Dzień matki. Biegnę do domu z nazbieranymi kwiatkami dla
niej. Nie wiem po co to robiłam, przecież zawsze była pijana. Każda okazja jest
dobra do wypicia, a brak okazji to też okazja.
Kiedyś popłakała się przy mnie i obiecała, że przestanie
pić. Uwierzyłam jej. Jaka byłam szczęśliwa. W końcu moja mama chce przestać pić
dla mnie. Akurat przyszli teściowie mojego brata. Wysłała mnie po ciastka.
Wracam, patrzę a Ona pije. W ciągu kilku minut zapomniała o swoim przyrzeczeniu.
Już nigdy jej nie uwierzyłam.
Innym razem znalazłam ją siedzącą nad kuchenką, próbującą
się zabić, nie był to jedyny taki przypadek.
Tak bardzo się wstydziłam, że gdy nie było nikogo w domu to
chowałam się do piwnicy, żeby nikt mnie nie widział i nie pytał czemu czekam
przed blokiem.
Gdy wychodziła nie wiadomo dokąd, nigdy nie wiedziałam czy
wróci. Czy pijana nie wpakuje się pod jakiś samochód. Często nie zasypiałam
dopóki nie usłyszałam klucza próbującego trafić do dziurki.
Gdy byłam nastolatką koszmar był jeszcze większy. Ja
próbowałam ją zatrzymać w domu a ona za wszelką cenę próbowała wyjść. Jak to
się kończyło sami możecie sobie wyobrazić.
Gdy był na świecie Kuba i miał jakiś roczek, pijana
potrafiła wyzywać go od najgorszych. To, że mnie i innych wyzywała od kurew
itp. to było normalne.
Przeważnie piła w wielkiej tajemnicy myśląc, że inni tego
nie widzą, a innym razem wołała mnie pytając czy chcę wypić piankę z piwa.
Piłam, aby dla niej zostało tego piwa mniej (byłam wtedy w podstawówce).
Jak to wpłynęło na mnie? Gdy byłam mała, ciągle towarzyszył
mi starach. Bałam się wszystkiego i wszystkich. Wyjście do sklepu było dla mnie
traumą. Nie zapraszałam do siebie koleżanek, bo nigdy nie byłam pewna czy
będzie trzeźwa. Gdy tata wyjeżdżał z uczniami na obozy, koszmar był jeszcze
większy. Zapraszała wieczorami towarzystwo do picia. Zawsze udawałam, że śpię.
Gdy podrosłam oprócz strachu pojawiła się również nienawiść,
która przez lata zżerała mnie od środka. Nie potrafiłam nawiązywać kontaktów z rówieśnikami
(innymi ludźmi), zresztą teraz też czasami jestem mało kontaktowa, ale to już
nie to co kiedyś. Czułam winę i wstyd, że mam taką matkę.
Brak poczucia bezpieczeństwa we własnym domu, brak
jakiejkolwiek więzi z matką, brak miłości. Takie było moje dzieciństwo. Dopiero
przy moim mężu poczułam się bezpieczna i kochana.
Jakiś czas temu zrozumiałam, że przecież to nie moja wina,
że Ona piła. Piła zanim się urodziłam i dalej piła po mojej wyprowadzce. Nigdy
mnie nie przeprosiła za te lata mojej udręki. Najprawdopodobniej nie poczuwała
się do winy.
Gdy była w szpitalu, przed śmiercią, chciałam wykrzesać z
siebie głęboko schowaną miłość do niej, współczucie, troskę jednak czułam tylko
żal, że była taką beznadziejną matką. Chciałam przypomnieć sobie te miłe
chwile, ale na myśl przychodziły mi tylko te złe wspomnienia.
Nie wiem, jaki procent jest na świecie matek – alkoholiczek
i nie tylko matek, po prostu kobiet. Pewnie dużo. Przestańcie pić - idźcie się
leczyć, przeproście swoje dzieci, mężów, rodzinę, póki nie jest za późno. Nie
pozwólcie, aby alkohol był ważniejszy niż Wasza rodzina, nie pozwólcie, aby
zamienił Wasze życie i życie Waszych bliskich w koszmar.
Zapraszam na drugą część ----> http://superdzieciaczki.blogspot.com/2014/02/mamusiu-nie-pij-czesc-2.html
Agnieszka
piękny, smutny, ważny tekst
OdpowiedzUsuńStrasznie smutne :(
OdpowiedzUsuń