Na pierwszej stronie naszych
albumów rodzinnych znajduje się zdjęcie, które uwiecznia najpiękniejszy moment
w życiu każdej mamy: kiedy to po dziewięciu miesiącach oczekiwania i godzinach
bolesnych skurczy porodowych wreszcie zobaczyła swoje maleństwo i mogła je do
siebie przytulić. Takie zdjęcie znajduje się również w albumach mam we
Włoszech: widać na nim wyczerpaną kobietę, trochę potarganą i bez makijażu, ale
jednocześnie bardzo szczęśliwą i czule tulącą swoje maleństwo. Na pozór nie ma
większych różnic pomiędzy Polką a Włoszką, a jednak tutaj rodzi się
inaczej.
Moje pierwsze spotkanie z
włoskimi matkami miało miejsce przy okazji kursu przedporodowego, który tutaj
odbywa się w ramach świadczeń opieki zdrowotnej i jest całkowicie bezpłatny.
Znalazłam się w pokoju z kilkunastomami kobietami w zaawansowanej ciąży i nagle
uświadomiłam sobie, że pomimo moich 29 lat, byłam z nich najmłodsza. Wszystkie
pozostałe były po trzydziestce, a niektóre, o zgrozo, dawno już zgasiły
czterdzieści świeczek na urodzinowym torcie! Możnaby pomyśleć, że akurat tak mi
się trafiło, ale to nie był przypadek, że na moim kursie średnia wieku była
wyższa niż się spodziewałam. Według statystyk Włoszki są najstarszymi matkami w
Europie: co trzecia rodzi pierwsze dziecko mając ponad 35 lat (Euro-Peristat).
I nikt się tutaj nie dziwi, że czterdziestolatka karmi dziecko w poczekalni u
kosmetyczki tuż przed poddaniem się zabiegowi odmładzającemu. Tutaj bardziej
bulwersującą wiadomością jest rodząca dwudziestolatka, bo przecież to wbrew naturze,
ona sama jest jeszcze dzieckiem, więc jak sobie poradzi jako matka?
Dziewczyny
po studiach myślą raczej o tym, gdzie, a zwłaszcza z kim, spędzić weekend niż o
zakładaniu rodziny. To jest w ich życiu taki absurdalny okres przejściowy:
rodzice nadal pomagają im finansowo, a często zapewniają też wikt i kwaterunek,
ale one mają już swoje dochody. Z jednej strony mają więc więcej pieniędzy niż
dotychczas przy kieszonkowym, ale z drugiej strony, najczęściej są na stażu lub
innych dziwacznych formach umowy o pracę i nie zarabiają wystarczająco, żeby
się usamodzielnić. Kolekcjonują więc torebki i
buty, a wieczorami, po litrach mojito, również facetów. Nie wszystkie
oczywiście. Są też dziewczyny, które na serio myślą o karierze, więc nieważne
czy piątek, świątek, czy niedziela, siedzą przed komputerem i wytrwale pracują
by zasłużyc na wymarzony awans. W każdym razie tylko niewielki procent
dziewczyn przed trzydziestką zastanawia się nad wychodzeniem za mąż i rodzeniem
dzieci.
![]() |
Źródło |
Wracając natomiast do szkoły rodzenia,
nauczono nas oczywiście niezbędnych technik oddechowych i różnych pozycji
porodu, mających na celu uśmierzenie bólu i ułatwienie dziecku “wyjścia na
świat”. We Włoszech kobieta ma prawo rodzić jak chce: na leżąco, na siedząco,
na czworaka czy na stojąco, a nawet w wannie. To ona decyduje co, jak i kiedy.
I wszystko to jest wliczone w państwowe usługi zdrowotne, nie trzeba płacić
żadnych extra za rodzenie po ludzku. Powiem więcej, przyszły ojciec może
spędzić u boku rodzącej nawet cały okres porodu i zgodnie z najnowszymi
trendami, tutaj się tego od niego wręcz oczekuje. On daje partnerce poczucie
bezpieczeństwa i intymności, pozwala zapomnieć o szpitalnym otoczeniu, w którym
kobieta mogłaby czuć się zagubiona. Między partnerami tworzy się naprawdę bardzo
silna więź, a te trudne ale jednocześnie tak bardzo emocjonujące chwile
niesamowiecie zestalają ich związek.
Jednak pomimo wymienionych
powyżej wszelkich wygód i udogodnień, z których mogą korzystać bezpłatnie
kobiety rodzące we Włoszech, wiele z nich decyduje się na znieczulenie
nadoponowe, a coraz więcej planuje dzień porodu ustalając datę cesarskiego
cięcia “na życzenie”. Według ostatnich danych rodzi w ten sposób 30-33%
Włoszek, czyli średnia podobna jak w Polsce.
Wspólną charakterystyką jest też fakt, że co prawda lekarze oficjalnie
są niechętni przeprowadzeniu zabiegu chirurgicznego, ale zawsze znajdzie się
jakiś znajomy znajomej, który zatwierdzi nieprawidłową pozycję płodu i
konieczność operacji.
A co dalej? Po kilku dniach
spędzonych w szpitalu, Włoszka wraca do domu i czeka na nią trzymiesięczny
urlop macierzyński. Tak, drogie panie, tylko trzy miesiące! Ewentualnie można
wykorzystać kolejnych 6 miesięcy fakultatywnych, płaconych 30 % wcześniejszego
wynagrodzenia, ale o rocznym urlopie macierzyńskim nikt nawet tu nie marzy.
Zanim więc dziecku zdąży wyjść pierwszy ząbek, jego mama jest już w pracy, a on
spędza dzień z dziadkami albo w żłobku.
W sumie więc nie wiem, czy lepiej
jest rodzić w Polsce czy we Włoszech, nie jest moim zamiarem ani ocena kobiet,
ani ich stosunku do rodziny, porodu i macierzyństwa, ani tym bardziej polityka
prorodzinna obu krajów. Przytaczam tylko fakty, które widzę we własnym
otoczeniu i o których czytam w prasie, mając nadzieję, że każdy na ich
podstawie wyrobi sobie własną opinię, do której wyrażenia gorąco zapraszam w
komentarzach pod niniejszym tekstem.
Kamila
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Click to see the code!
To insert emoticon you must added at least one space before the code.