30 mar 2014

Skoro w mamach jest moc a tym bardziej w mamach, które blogują i nie boją się o tym głośniej i wyraźniej mówić, stwierdziłam, że sama napiszę co nieco o tak ważnym temacie. Zwłaszcza, że dotyczy on mnie aktualnie i bardzo wyraźnie pamiętam trudne początki. Jeszcze nie będąc w ciąży naturalne było dla mnie, że mojego maluszka będę karmiłam piersią. Bo co może być trudnego w tak banalnej czynności - skoro od wiek wieków mamy to robią? Z wszechobecnych stron internetowych, poradników czy kolorowych ulotek widać było cudny obrazek niemowlaka w objęciach mamy uśmiechniętej od ucha do ucha...tym bardziej wydawało mi się to wręcz kosmiczne: jak można mieć z tym problem?


Otóż można...i dziś wiem, że ten problem dotyczy pewnie co drugą młodą mamę...że w szpitalach nie pomaga się w taki sposób jak my - mamuśki tego naprawdę potrzebujemy (oczywiście pewnie istnieją wyjątki od reguły)...że można się załamać psychicznie jak nikt nie pokieruje nas na właściwą "mleczną" drogę...

Zosia w szpitalu, kilka minut po porodzie, od razu wiedziała co robić i chwyciła pierś...ale później cały dzień nie chciała jeść a ja nie wiedziałam jak ją dobrze przystawić...do tego bądź co bądź doszedł nawet nie ból po porodzie ale pewien dyskomfort w wybraniu pozycji...widząc jak dwie inne mamy karmią swoje maluszki w tej samej sali miałam łzy w oczach dlaczego ja nie mogę dać mojej myszce tego, co tak istotne...dzień później wcale nie było lepiej...Zosia płakała, bo była głodna a ja ryczałam, bo nie wiedziałam co zrobić...owszem szukałam pomocy - prosiłam położne aby pokazały mi co i jak...i co dostałam w zamian? Nic a raczej kompletny mętlik - kiedy po porodzie na się burzę hormonów i milion pytań na sekundę...Trzy czy cztery położne dosłownie na odwal się pokazały mi według nich najlepsze pozycje do karmienia zaznaczając, że koniecznie mam karmić na leżąco, siedząco, spod pachy itp...miałam coraz większy chaos w głowie a moje dziecko nadal nie było nakarmione...

Szczytem załamania był moment, kiedy usłyszałam od jednej z nich, że nie wykarmię swojej córki, bo mam w ogóle nie nadające się brodawki i płaskie sutki i co z tego, że już mam nawał pokarmu jak nic z tym nie zrobimy...możecie sobie wyobrazić jak się poczułam...na domiar złego w weekend w szpitalu brak jakiegokolwiek doradcy laktacyjnego...więc Zosia dostawała butlę, po którą szłam dosłownie becząc, bo położna która z łaską dawała mm zawsze wtrąciła swoje cztery grosze w stylu: że jesteśmy niepoważne karmiąc modyfikowanym, że w cyckach pełno mleka a nam się nie chce karmić, bo wygodniej, bo takie puste pokolenie...


Ze szpitala wyszłyśmy na drugi dzień i teraz wiem, że to był ostatni moment aby coś zrobić z karmieniem...do końca życia będę dziękować teściowej (położnej), która najpierw zajęła się nawałem i bólem a potem pokazała na spokojnie, próbując różnych pozycji, jak karmić Zosię...mimo ogromnego bólu i łez w oczach czułam się potrzebna i ważna jak po raz pierwszy mogłam nakarmić swoją myszę :) owszem przez pierwsze dni było ciężko, były zagryzione zęby, był ból większy i mniejszy - ale przede wszystkim było szczęście, że nie muszę karmić jej z butelki, że już nikt mi nie daje stu różnych złotych rad...


Z perspektywy czasu wiem, że gdyby nie mama - załamałabym się i łatwo poddała...wiem jak ważne jest dla mnie karmienie piersią i nie boję się o tym mówić...ten czas kiedy jesteśmy przytulone jest czasem magicznym...to nasze wspólne minuty, kiedy możemy się obie wyciszyć...dlatego wiem jak ważna i dla mamy i dla dziecka jest taka bliskość, którą niektórym się odbiera nie udzielając odpowiedniej pomocy w tych pierwszych dniach po porodzie...tyle się mówi o pozytywnych aspektach karmienia piersią - to dlaczego za wczasu tą możliwość odbiera się niektórym kobietom, zostawiając je bez odpowiedniej pomocy?

zdjęcia z sieci: źródło pinterest.com

Iza z bellove.pl



2 komentarze:

  1. ja na szczescie otrzymalam pomoc, a nawet duzo pomocy, juz w szpitalu kazda z poloznych walczyla ze mna, bo Laura nie potrafila ssac, w domu tez polozna srodowiskowa duzo pomogla. Nam sie udalo ale wiem ze wielu niestety nie, tak jak mowisz, przez brak pomocy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja korzystałam z pomocy doradczyni laktacyjnej przy obu maluchach. Bez niej pewnie bym nie karmiła ani Zosi, ani teraz Stasia. Coraz więcej jest takich doradczyń, niestety jednak wizyta jest często płatna, a świadomość istnienia takiej pomocy też jest baaaardzo niska. Załamuje mnie jak wiele kobiet szybko się poddaje, bez chwili refleksji, bez prób. Bo boli, bo dziecko się nie najada, bo nie chce łapać piersi. WSZYSTKO jest do naprawienia. Jedyne co jest potrzebne, to nasze CHĘCI!
    Karmienie piersią jest piękne. Owszem, MM jest wygodne - bp można dziecko podrzucić komukolwiek i je nakarmi, bo matka jest wolna. Ale ja nie oddałabym tych chwil z dzieckiem wtulonym we mnie za żadną wygodę, Tym bardziej, że moim zdaniem to właśnie karmienie piersią jest wygodne - w nocy nie muszę wstawać i robić MM tylko przygarniam Stasia do piersi i oboje w mig zasypiamy, idąc na spacer, na zakupy, w gości nie muszę brać ze sobą mieszanki, termosu, butelek i martwić się wyparzaniem - mam ze sobą mleczarnię 24h/dobę :D

    OdpowiedzUsuń