24 lut 2014

Bardzo długo zastanawiałam się nad napisaniem tego tekstu, a raczej czy w ogóle go pisać. W pewnym stopniu skłoniła mnie do tego Potwora wózkowa, a raczej jej ostatnie teksty.


Jest to dla mnie bardzo bolesny temat z którym pomału zaczynam sobie radzić. Ten tekst to jeden z kroków do poradzenia sobie z nim. Dziś opowiadając własną historię staję przed Wami "goła", bez pancerza ochronnego, który w moim przypadku jest bardzo gruby.
               
Moja mama była alkoholiczką. Już nie jest, bo umarła w październiku. Jej alkoholizm trwał prawie 50 lat. Nigdy się nie leczyła, bo nie widziała w tym problemu, a może miała zbyt słaby charakter by podjąć walkę z tą chorobą. Uzależnienie jest chorobą, ale co to za choroba skoro się dobrowolnie w nie wchodzi i dobrowolnie w nim trwa. Nie w tym jednak rzecz.

Pewnie myślicie, że wychowywałam się w jakiejś melinie. Nic podobnego. Moi rodzice byli nauczycielami. Nasze mieszkanie było ładne, czyste, posiłki smaczne z dwóch dań, zawsze na czas.
Więc w czym problem?

Odkąd pamiętam, czyli czasy przedszkola, moja mama piła. Na początku rzadko, jakieś piwko od czasu do czasu. Potem coraz więcej aż do tego stopnia, że jak wpadała w ciąg to piła non stop po kilka tygodni, potem kilka dni przerwy i znów to samo. Upijała się do nieprzytomności. Kiedyś wracając ze szkoły (byłam w podstawówce) zastałam ją leżącą, kompletnie pijaną na wycieraczce. Ja, mała dziewczynka musiałam ją wciągnąć do mieszkania. Zostawiłam ją w przedpokoju, bo nie miałam dalej siły jej wlec.

Dzień matki. Biegnę do domu z nazbieranymi kwiatkami dla niej. Nie wiem po co to robiłam, przecież zawsze była pijana. Każda okazja jest dobra do wypicia, a brak okazji to też okazja.

Kiedyś popłakała się przy mnie i obiecała, że przestanie pić. Uwierzyłam jej. Jaka byłam szczęśliwa. W końcu moja mama chce przestać pić dla mnie. Akurat przyszli teściowie mojego brata. Wysłała mnie po ciastka. Wracam, patrzę a Ona pije. W ciągu kilku minut zapomniała o swoim przyrzeczeniu. Już nigdy jej nie uwierzyłam.
Innym razem znalazłam ją siedzącą nad kuchenką, próbującą się zabić, nie był to jedyny taki przypadek.

Tak bardzo się wstydziłam, że gdy nie było nikogo w domu to chowałam się do piwnicy, żeby nikt mnie nie widział i nie pytał czemu czekam przed blokiem.
Gdy wychodziła nie wiadomo dokąd, nigdy nie wiedziałam czy wróci. Czy pijana nie wpakuje się pod jakiś samochód. Często nie zasypiałam dopóki nie usłyszałam klucza próbującego trafić do dziurki.

Gdy byłam nastolatką koszmar był jeszcze większy. Ja próbowałam ją zatrzymać w domu a ona za wszelką cenę próbowała wyjść. Jak to się kończyło sami możecie sobie wyobrazić.

Gdy był na świecie Kuba i miał jakiś roczek, pijana potrafiła wyzywać go od najgorszych. To, że mnie i innych wyzywała od kurew itp. to było normalne.

Przeważnie piła w wielkiej tajemnicy myśląc, że inni tego nie widzą, a innym razem wołała mnie pytając czy chcę wypić piankę z piwa. Piłam, aby dla niej zostało tego piwa mniej (byłam wtedy w podstawówce).

Jak to wpłynęło na mnie? Gdy byłam mała, ciągle towarzyszył mi starach. Bałam się wszystkiego i wszystkich. Wyjście do sklepu było dla mnie traumą. Nie zapraszałam do siebie koleżanek, bo nigdy nie byłam pewna czy będzie trzeźwa. Gdy tata wyjeżdżał z uczniami na obozy, koszmar był jeszcze większy. Zapraszała wieczorami towarzystwo do picia. Zawsze udawałam, że śpię.
Gdy podrosłam oprócz strachu pojawiła się również nienawiść, która przez lata zżerała mnie od środka. Nie potrafiłam nawiązywać kontaktów z rówieśnikami (innymi ludźmi), zresztą teraz też czasami jestem mało kontaktowa, ale to już nie to co kiedyś. Czułam winę i wstyd, że mam taką matkę.

Brak poczucia bezpieczeństwa we własnym domu, brak jakiejkolwiek więzi z matką, brak miłości. Takie było moje dzieciństwo. Dopiero przy moim mężu poczułam się bezpieczna i kochana.
Jakiś czas temu zrozumiałam, że przecież to nie moja wina, że Ona piła. Piła zanim się urodziłam i dalej piła po mojej wyprowadzce. Nigdy mnie nie przeprosiła za te lata mojej udręki. Najprawdopodobniej nie poczuwała się do winy.

Gdy była w szpitalu, przed śmiercią, chciałam wykrzesać z siebie głęboko schowaną miłość do niej, współczucie, troskę jednak czułam tylko żal, że była taką beznadziejną matką. Chciałam przypomnieć sobie te miłe chwile, ale na myśl przychodziły mi tylko te złe wspomnienia.


Nie wiem, jaki procent jest na świecie matek – alkoholiczek i nie tylko matek, po prostu kobiet. Pewnie dużo. Przestańcie pić - idźcie się leczyć, przeproście swoje dzieci, mężów, rodzinę, póki nie jest za późno. Nie pozwólcie, aby alkohol był ważniejszy niż Wasza rodzina, nie pozwólcie, aby zamienił Wasze życie i życie Waszych bliskich w koszmar.


Agnieszka 

2 komentarze: